Wypiekarnia
Lokalizacja: Kościelna 17/u4, Poznań
Peper: Tym razem zastał nas bardzo pochmurny i chłodny dzień.
Bardzo zmarznięte doczłapałyśmy do kawiarni na ulicy Kościelnej. Ulica ta mam
wrażenie miała swoje gorsze i lepsze chwile, ale obecnie bardzo mocno próbuje
zaznaczyć się na gastronomicznej mapie Poznania. Powstaje tam wiele przyjemnych
knajp i między innymi ta oto Wypiekarnia. Lokal jest całkowicie przeszklony od
ulicy i od razu zachęcił mnie swoim przytulnym wyglądem. Wszystko obite jest w
pastelowych barwach a na ścianach i w kątach wiszą i stoją zielone roślinki. Wyobrażałam
sobie jak (po pandemii) przyjemnie byłoby usiąść przy wielkim oknie i trochę
zwolnić z kubkiem kawy i patrzeć, jak inni ciągle się gdzieś spieszą.
Sinamon: Fakt,
pogoda była okropna, ale na pewno nie zwracałybyśmy tak na nią uwagi,
gdybyśmy mogły zjeść sobie ciacho w środku. Tutaj, trzeba było się
ewakuować w domowe zacisze. Wypiekarnia była mi znana, zaglądałam tam
dwa-trzy razy przy okazji różnych pomniejszych świąt (np. Walentynek),
jak i bez okazji. Jednak, pomimo że znajduje się bardzo blisko mojego
mieszkania, to nie chadzam tam za często i ta wizyta skłoniła mnie do
zastanowienia się dlaczego.
Peper: Przybyłyśmy dość późnym piątkowym popołudniem i nie miałyśmy zbyt dużego wyboru ciast. Lada w większości świeciła pustkami i zastanawiam się czy wiele nas ominęło.
Sinamon: Ha!
To ja Ci powiem, że Wypiekarnia przeważnie nie ma więcej ciast, niż to
co widziałyśmy. Tam jest raczej skromnie. Może to i dobrze, fajnie jest
się skupić na kilku ciastach i zrobić je naprawdę dobrze, chociaż tutaj
mam pewne obiekcje… ale o tym później. Peper: Tak, przejdźmy do ciast! Wybrałyśmy aż cztery pozycje. Sernik jagodowy, różową babeczkę, tarte dyniową i Banoffee. O dziwo najmniej smakował mi sernik z wierzchem jagodowym.
Jako fanka tych ciemnych owoców odniosłam wrażenie jakbym jadła tani smakowy serek
z marketu. Babeczka była ładna i spodobało mi się jej wnętrze. Maliny były
wyczuwalne, a całość nie przesłodzona. Tarta dyniowa była super, bardzo mocno
napchana przyprawami korzennymi. Niestety nic z tych rzeczy nie zachwyciło mnie
na tyle by powiedzieć ŁAŁ, aż tu nagle… Doznałam zachwytu. Moim absolutnym
faworytem okazał się kawałek z toffi o smaku bananowym. Spód był tarty był
wyborny (chrupki i karmelowy), a całość opisałabym jako udoskonalony „kopiec
kreta” D’edkera (kto jadł ten wie xD). Z całego serca polecam Banuffi <3
Wróciłabym tylko po to by wziąć jeszcze jeden jego kęs.
Sinamon: Hymmm
to, ja zdecydowanie zgodzę się co do ciasta numer jeden. Banoffee było
kozackie (tym bardziej żal, że w porównaniu do innych ciast kawałek był
najmniejszy, walka o niego była ostra
). Osobiście też bardzo lubię ciasta z bananem, więc myślę, że ta
wygrana była pewna, zanim zabrałyśmy się za próbowanie. Dalej, tarta
dyniowa fajna, to co lubię w wypiekach z dynią, to to, że właśnie
naładowane są przyprawami korzennymi i do tego przydałby się jeszcze
kubek gorącej czekolady mmmm… Tak, jak Banoffee przeleciało i zniknęło z
talerza, tak dyniowa tarta była bardzo zbita i nawet można było
powiedzieć, że się nią najadłam (? o zgrozo, najadłam się ciastem, co
się ze mną dzieje…). Pozostałe dwa wypieki: sernik jagodowy i babeczka
malinowa były skrajnie rozczarowujące. To są ciasta, które miały
wyglądać, kusić z wystawy, ale na pewno nie smakować. Zgodzę się, ze
sernik po prostu smakował jak serek dla dzieci, zero wyrazu, już nawet o
nim nie pamiętam, babeczka za to była napakowana kremem i to jest tyle,
co mogę o niej powiedzieć.
Mam takie podsumowanie odnośnie tych ciast, że wszystkie są robione „na
jedno kopyto”. Wszystkie ciasta (poza babeczką) miały taki sam spód
ciasteczkowy. Dobry, ale jak już próbowałyśmy trzeciego ciasta i
wszędzie przebijał się ten sam smak, to w zasadzie nie warto próbować
więcej, bo wiesz czego się spodziewać. Dodatkowo wszystkie ciasta (i tu
przodowała babeczka) były strasznie przesłodzone. Nie zrozumcie mnie
źle, jak się idzie do cukierni, to po to, by się trochę osłodzić, ale
tona cukru, który się przebijał w ciastach, sprawiała, że były one
jeszcze bardziej bez wyrazu. Wyjątkiem jest Banoffee, które chociaż też
swoją słodkością szybowało poza skale, to szybowało ze smakiem. Było
czuć toffi i banany, a nie cukier i cukier. Podsumowując, bardzo przyjemne miejsce i myślę że wróci w
pełni do swojej świetności gdy w końcu będzie można usiąść w środku.
Peper: Tak, i koniecznie po Banoffee <3